Kochane bombelki
Jak to u leciwych ludzi bywa, wspominam czasami swoje szkolne lata. Oczywiście nie wszystko w nich wspominam mile – ba, wiele panujących wtedy zasad uważam za słusznie zaniechane. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że tamte czasy i tamta szkoła uczyły nas samodzielności i zaradności. Do tego stopnia, że całkiem sporo przedstawicieli mojego pokolenia (i starszych) umiało nawet udatnie podrabiać podpis przynajmniej jednego z rodziców, żeby móc podpisywać uwagi czy złe oceny w dzienniczkach i zeszytach. A rodzice o wielu sprawkach dowiadywali się (jeśli w ogóle) dopiero podczas wywiadówek. Podczas przerw uczniowie karnie spacerowali po korytarzu, czego uważnie pilnowali nauczyciele i dyżurni uczniowie. Oczywiście krnąbrne natury szukały sposobów obchodzenia – a nawet po prostu łamania – obowiązujących nakazów i zakazów. Każdy znał przynajmniej jedno wyjście ze szkoły (np. przez okno), z którego można było skorzystać, żeby wyskoczyć do sklepu po jogurt truskawkowy albo oranżadę. W starszych klasa...