Wyróżniać czy wyrównać?
Każda klasyfikacja – a już szczególnie
ta końcoworoczna – niezmiennie wywołuje dyskusję na temat oceniania i
nagradzania uczniów. Jeszcze zanim świadectwa zostały rozdane – ba, często
zanim w ogóle je wydrukowano – zewsząd zaczęły się podnosić głosy, że „paski”
na świadectwach to przeżytek, że stygmatyzują, że uczniowie słabsi będą się
czuli gorsi... No i bardzo dobrze, że będą. Ocena na świadectwie jest jak
uzyskany przez sportowca wynik: czas, odległość, liczba bramek. Sportowiec,
który uzyska lepszy wynik jest lepszy od tego, który uzyska gorszy wynik. To
nie wzbudza niczyich zastrzeżeń. Nikt nie domaga się, żeby zlikwidować zawody
sportowe, bo gorsze wyniki stygmatyzują i sprawiają, że zawodnicy, którzy
uzyskali te gorsze wyniki czują się gorsi. Nikt nie domaga się, by na zawodach
przyznawać medale wszystkim – nagradza się co najwyżej trzy najlepsze miejsca,
a zwykle i tak kibice pamiętają tylko tego, który był na pierwszym miejscu.
Takim medalem dla ucznia jest biało-czerwony pasek na świadectwie. Uczeń,
któremu udało się osiągnąć oceny dające mu ów pasek jest – nie bójmy się tego
określenia – lepszym uczniem od tych, którym się to nie udało.
Szkoła daje wszystkim uczniom jednakowe
szanse. Nawet jeśli uczeń ma specyficzne potrzeby edukacyjne nie pozostaje bez
pomocy i wciąż ma szanse na uzyskiwanie wysokich wyników. Oczywiście w tym
przypadku konieczna jest współpraca rodziców, którzy bardzo często ograniczają
się do dostarczenia szkole „papierka” z poradni. A potem krzyczą, że ich dzieci
nie miały szansy. Mogli im pomóc – miałyby tę szansę. Powtórzę: szkoła daje
wszystkim uczniom jednakowe szanse. Ale nie wszyscy uczniowie wykorzystują je
jednakowo. Można zastanawiać się, dlaczego tak się dzieje. Ile w tym winy
samego ucznia, a ile – na przykład – jego rodziców. Może gorsze wyniki
spowodowane były chorobą... Wszystkie te powody nie zmieniają jednak faktu, że
jacyś uczniowie byli lepsi niż inni. Zawodnik, który doznał kontuzji nie
dostaje medalu za to, że się starał, ale nie wyszło.
Pasek na świadectwie nie jest też jedyną
– jak często twierdzą jego przeciwnicy – formą wyróżnienia ucznia. W każdej
chyba szkole spektrum nagradzanych działań jest szerokie: oprócz pasków są
nagrody za wyniki sportowe, za działalność charytatywną, czyli tzw.
wolontariat, za działalność w samorządzie szkolnym itp. Że już nie wspomnę o
nagrodach za udział w konkursach. I tu też jakoś nie słyszałem głosów, żeby
tytułu laureatów dawać wszystkim, którzy przystąpili do któregokolwiek z etapów
konkursu. Ba, nie każdy uczestnik etapu wojewódzkiego otrzymuje tytuł finalisty
– i nikomu to nie przeszkadza.
Reasumując: ocena jest wskaźnikiem
określającym stopień opanowania przez ucznia materiału i jego zaangażowanie w
procesie nauczania. Ocena przypomina wynagrodzenie w systemie prowizyjnym: jest
celem, który uczeń chce uzyskać, ale jest też proporcjonalna do uzyskiwanych
przez niego wyników. I tak, jak nie ma nic złego w tym, że przedstawiciel
handlowy pracuje dla prowizji, tak samo nie ma nic złego w tym, że uczeń uczy
się dla ocen. Bo tak, jak im większa prowizja przedstawiciela oznacza lepszy
wynik uzyskany przez jego pracodawcę, tak samo lepsza ocena ucznia oznacza
lepszy efekt procesu nauczania. I tak samo, jak przedstawiciel handlowy może
liczyć na dodatkowe premie, jeśli uzyska lepsze wyniki, tak samo uczeń, który
uzyskał wyraźnie lepsze wyniki niż inni powinien mieć prawo do dodatkowej nagrody
– np. paska na świadectwie. Dbając o równość szans dla wszystkich uczniów nie
bójmy się wyróżniać tych, którzy te szanse wykorzystali najlepiej. I pod żadnym
pozorem nie wolno nam deprecjonować ich wysokich wyników – nie równajmy w dół,
bo dostaniemy społeczeństwo miernot.
No i nie bójmy się potwierdzać ocenami
niedostatecznymi faktu, że jakiś uczeń w najmniejszym nawet stopniu nie
wykorzystał danej mu szansy. Pobłażanie takim uczniom prowadzi już nie do społeczeństwa
miernot, ale społeczeństwa pasożytów. A tego to już na pewno nie chcemy...
Komentarze
Prześlij komentarz