I have a dream
„Polski rulez”
wrzuciła ostatnio dość przygnębiający tekst o zaniku marzeń i motywacji u dużej
grupy uczniów. Marazm i brak sensu – oto postawy, które wydają się dominować
wśród dzisiejszej młodzieży. Co jest tego przyczyną?
Brak marzeń
może wynikać z wielu czynników. Bez wątpienia jedną z przyczyn może być łatwość
zaspakajania potrzeb. Nasze pokolenie – urodzone i wychowane jeszcze w PRL-u –
miało wiele marzeń, których spełnienie wówczas wydawało się niemożliwe. I nie
były to jakieś wydumane marzenia: markowe dżinsy – a nie krajowa produkcja,
zagraniczny wyjazd – na zachód, nie do Bułgarii czy na Węgry, lot samolotem... Wiele
z tych marzeń udało się zrealizować już w dorosłym życiu. Część przenieśliśmy
na własne dzieci i w ten sposób udało nam się je spełnić. O czym dzisiaj może
marzyć dzieciak, który dostaje wszystko, czego chce?
Druga
przyczyna braku marzeń, to życie tu i teraz. Plany większości dzieciaków
sprowadzają się najwyżej do kilku najbliższych dni – może tygodni. A jeśli są
dłuższe, to związane są z planami ich rodziców, więc nie tyle rodzą marzenia,
co najwyżej pełne podniecenia oczekiwanie. Nie trzeba marzyć o czymś, co jest
pewne – na to można jedynie z niecierpliwością czekać.
Wydaje mi się,
że pewne znaczenie może mieć tu również deficyt oczekiwań ich rodziców. „Co
będzie, to będzie” – to motto wielu ludzi. Trudno oczekiwać, że dzieci będą
miały jakieś marzenia, jeśli nie mają ich – albo przynajmniej ich nie okazują –
rodzice tychże dzieci. Odnoszę wrażenie, że ogólnie – jako społeczeństwo –
straciliśmy umiejętność marzenia. Kto dzisiaj potrafiłby głośno – i szczerze –
powtórzyć za Martinem Lutherem Kingiem jego słynne słowa, które zawarłem w
tytule?
Co zaś się
tyczy motywacji do nauki, to jakoś mnie nie dziwi, że dzieciaki nie bardzo ją
mają. Polski system oświaty jest tak skonstruowany, że dopiero ostatnie na
edukacyjnej ścieżce szkoły (zawodowe, studia) dają ich uczniom wizję
sensowności nauki. Każdy etap niżej – to tylko przygotowanie do kolejnej
szkoły. Trudno zmotywować ucznia do nauki trudnych często treści mówiąc mu, że
będzie mu to potrzebne w następnej szkole – przecież ów uczeń zwykle nawet nie
wie, do jakiej szkoły pójdzie (patrz: brak marzeń).
Nie pomaga w
tym również chaos wokół szkoły: bałagan przy ustalaniu nowych przedmiotów,
podstaw programowych itp. Jeśli eksperci spierają się, co powinno być uczone w
szkole, to weź i przekonaj ucznia, że uczy się tego, co na pewno będzie mu
potrzebne...
Kanadyjska
piosenkarka, Mylène Farmer, nagrała już ponad 30 lat temu wielki i wciąż
aktualny przebój pt. „Désenchantée”, opowiadający o pokoleniu ludzi
rozczarowanych. Dzisiaj do szkół chodzą dzieci ludzi z „génération désenchantée”
– serio możemy oczekiwać, że z takim bagażem odziedziczonym po rodzicach będą
szczęśliwi, zmotywowani i pełni marzeń? O święta naiwności...
Komentarze
Prześlij komentarz