Posty

Dzień Edukacji Narodowej

  W Dniu Edukacji Narodowej całej polskiej edukacji chciałbym życzyć przede wszystkim mądrości. Żebyśmy mądrzy byli my – nauczyciele. I w swej mądrości pamiętali, że nasi uczniowie dopiero się uczą, więc mają prawo pewnych rzeczy nie wiedzieć. I nawet jeśli już się dowiedzieli, to mają prawo nie pamiętać. Żebyśmy oceniając pamiętali, że ocena jest przede wszystkim informacją, a nie nagrodą czy karą.   Żebyśmy nie zapominali, że dziecko nie jest programowalnym robocikiem, ale ludzką istotą, która ma emocje, która często spotyka się ze stresogennymi sytuacjami – tak w szkole, jak i poza nią – i która nie zawsze musi być grzeczna, uśmiechnięta i przyjazna. Dokładnie tak samo, jak my nie musimy zawsze tacy być. Bo w naszej mądrości musimy zdać sobie sprawę również z tego, że także i my jesteśmy tylko ludźmi, którzy przeżywają radości i smutki, którzy odnoszą sukcesy i porażki, którzy mogą być zmęczeni, chorzy, znużeni. W naszej mądrości musimy nauczyć się, że oprócz pracy zawodowej mamy te

Szkoła z lepszego profilu

  Jakiś czas temu pozwoliłem sobie na wstępną i dość pobieżną analizę zaproponowanego przez IBE profilu absolwenta. Niedawno, w rozmowie z pewnym mądrym człowiekiem, którego z pełnym przekonaniem mogę uznać za autorytet w dziedzinie edukacji usłyszałem o pomyśle stworzenia – trochę w ramach konsultowania projektu profilu absolwenta, a trochę w ramach przekory wobec niego – profilu szkoły, która miałaby takiego absolwenta wypuścić. Zastanawiając się nad problemem od tej strony doszedłem do wniosku, że… taka szkoła nie istnieje, a co więcej – istnieć nie może. Już w poprzednim moim artykule podniosłem problem natury ideologicznej przy kreowaniu takiego absolwenta. Polacy są społeczeństwem o mocno zróżnicowanym światopoglądzie, a diametralnie odmienne stanowiska reprezentują grupy liczące po co najmniej kilkanaście procent dorosłych obywateli. Biorąc zaś pod uwagę polityczną bierność grupy 30-40 procent wyborców (tyle mniej więcej ostatnio nie uczestniczy w wyborach) można przyjąć, że t

Polak z profilu

  Jakoś tak niedawno Instytut Badań Edukacyjnych, działający na zlecenie Ministerstwa Edukacji Narodowej opublikował projekt profilu absolwenta polskiej szkoły – na razie tylko przedszkola i szkoły podstawowej. Dokument liczy 41 stron, a jego sporządzenie kosztowało „zaledwie” 2 860 000 zł. Niecałe 70 tysięcy za stronę – więc jak za darmo... I w sumie to fakt, że cena usługi – w skali wydatków ministerstwa – jest niewielka. Problem polega na tym, że w tym dokumencie nie ma absolutnie nic nowego, czego wcześniej nie zawierałyby profile absolwentów poszczególnych szkół. Dokładnie te same banały, tyle że okraszone odwołaniami do kilku filozofów oraz nieco inną terminologią. Zarobić prawie 3 miliony za przewertowanie Wikipedii w poszukiwaniu kilku nazwisk czy słownika wyrazów bliskoznacznych? Super praca... Ale przejdźmy do samego dokumentu. Jak wspomniałem, nie wnosi on nic nowego, ale jest kolejną wersją mocno ogólnikowego profilu absolwenta. Jaki ma być ten absolwent? Powinien umieć s

Pokongresowe refleksje

  W dniach 5-7 września odbył się w Poznaniu 3 Kongres Nauczycieli Fizyki. Obfitość kongresowych treści i nagromadzony w nim bagaż pozytywnych emocji sprawia, że zapewne nie raz będę odwoływał się do tego wydarzenia. Dzisiaj pozwolę sobie tylko na garść ogólnych przemyśleń. Jak wspomniałem, był to już trzeci kongres, ale ja uczestniczyłem w tym wydarzeniu po raz pierwszy. A i to dowiedziałem się o nim dość przypadkowo – dzięki temu, że od pewnego czasu współpracuję z polskim dystrybutorem produktów Casio, który poprosił mnie o przygotowanie i poprowadzenie warsztatów podczas tego kongresu. Będąc stałym i aktywnym uczestnikiem rozmaitych grup i forów nauczycielskich nie znalazłem na nich nawet śladu wzmianki o tym wydarzeniu. A szkoda, bo np. Facebook, który oferuje multum nauczycielskich grup byłby doskonałym medium, za pomocą którego organizatorzy mogliby dotrzeć do znacznie większej liczby nauczycieli. W kongresie uczestniczyło około 120 osób – to raczej niewiele, biorąc pod uwagę

Panem et circenses

  Na należącej do Amazona streamingowej platformie Prime Video rekordy popularności bije serial „Those about to die” (nawiasem mówiąc – bardzo dobry serial; polecam), w Paryżu – w atmosferze kontrowersji i skandali – odbywają się Igrzyska XXXIII Olimpiady, a edukacyjne portale raz po raz ogłaszają kolejne sukcesy polskich licealistów w międzynarodowych olimpiadach przedmiotowych. Ledwo opadła wrzawa po sukcesie młodych polskich matematyków, gdy strony internetowe zawojowali chemicy. Szczerze gratuluję odniesionego sukcesu, który bez wątpienia wymagał ogromnych – tytanicznych wręcz – nakładów pracy i poświęcania niemal całego wolnego czasu na zgłębianie tajników tych jakże trudnych dyscyplin naukowych. Chylę czoła przed ich ogromną wiedzą i jestem pewny, że po skończeniu liceów będą ozdobą najlepszych uczelni – niekoniecznie polskich – po ukończeniu których zasilą szeregi naukowców zajmujących się ważnymi i ciekawymi zagadnieniami. Byś może usłyszymy kiedyś jeszcze o nich przy okazji na

Wyróżniać czy wyrównać?

Każda klasyfikacja – a już szczególnie ta końcoworoczna – niezmiennie wywołuje dyskusję na temat oceniania i nagradzania uczniów. Jeszcze zanim świadectwa zostały rozdane – ba, często zanim w ogóle je wydrukowano – zewsząd zaczęły się podnosić głosy, że „paski” na świadectwach to przeżytek, że stygmatyzują, że uczniowie słabsi będą się czuli gorsi... No i bardzo dobrze, że będą. Ocena na świadectwie jest jak uzyskany przez sportowca wynik: czas, odległość, liczba bramek. Sportowiec, który uzyska lepszy wynik jest lepszy od tego, który uzyska gorszy wynik. To nie wzbudza niczyich zastrzeżeń. Nikt nie domaga się, żeby zlikwidować zawody sportowe, bo gorsze wyniki stygmatyzują i sprawiają, że zawodnicy, którzy uzyskali te gorsze wyniki czują się gorsi. Nikt nie domaga się, by na zawodach przyznawać medale wszystkim – nagradza się co najwyżej trzy najlepsze miejsca, a zwykle i tak kibice pamiętają tylko tego, który był na pierwszym miejscu. Takim medalem dla ucznia jest biało-czerwony pa

Makulatura

  Że szkoła tonie w stertach papieru najlepiej widać pod koniec roku: świadectwa, arkusze ocen, sprawozdania... Niektóre – zapewne – są konieczne, ale czy wszystkie? Zacznijmy od tych, bez których większość nie wyobraża sobie końca roku – od świadectw. Po co uczniowi świadectwo np. z klasy szóstej? Żeby rodzice mieli co wrzucić na portal społecznościowy i pochwalić się ocenami? Nawet jeśli uczeń zmienia szkołę przed jej ukończeniem, to nowa placówka nie wymaga od niego świadectwa – poprzednia szkoła dostarcza kopie arkuszy ocen. Tu przechodzimy do drugiej sterty papierów – arkuszy ocen. Te są na pewno bardziej potrzebne – patrz wyżej. Większość ich treści – na szczęście dla wychowawców – wypełniana jest automatycznie na podstawie danych z dziennika elektronicznego. Dopisać ręcznie trzeba może z jedną formułkę. Można – ale po co?   Jeśli dziennik elektroniczny może przesłać oceny (i wszystkie inne dane) do arkusza ocen, to może też (i robi to) do Systemu Informacji Oświatowej (SIO). Z