Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2025

Dzień wagarowicza

Co prawda do pierwszego dnia wiosny, który zwyczajowo określany jest jako „dzień wagarowicza” jeszcze daleko, ale kwestia nieusprawiedliwionych nieobecności uczniów w szkole od pewnego czasu jest mocno obecna w mediach i na portalach społecznościowych. A to za sprawą ministerki edukacji narodowej, p. Nowackiej, która chce obniżyć próg dopuszczalnej absencji z obowiązujących obecnie 50%. Trudno nie zgodzić się z uporczywym określaniem tak wielu godzin nieobecności w szkole mianem „wagarów”, ale – z formalnego punktu widzenia – nazwą tą można określić wyłącznie nieobecności nieusprawiedliwione. Tymczasem większość „liderów absencji” ma zazwyczaj te nieobecności usprawiedliwione przez rodziców, którym ustawodawca przyznał takie prawo. Z drugiej strony uczniów, którzy są obecni w szkole na mniej niż 50% lekcji jest w gruncie rzeczy niewielu i nie stanowią oni jakiegoś szczególnego problemu dla szkoły. Większym problemem są ci, którzy nieobecności mają znacznie mniej, ale są to nieobecn...

Prekonsultacje

  Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło, że wspólnie z Instytutem Badań Edukacyjnych zamierza stworzyć sieć, w ramach której odbędą się prekonsultacje dotyczące planowanej reformy edukacji. Jak twierdzi wiceministerka EN, dr Lubnauer jest to potrzebne, „aby nauczyciele i nauczycielki mieli pewność, że jest to nasza wspólna zmiana, bardzo potrzebna w polskiej szkole”. Oczywiście ma to być ukłon w stronę środowiska, które dostało ostatnio mocno po łapach: najpierw zakazem zadawania prac domowych, później cięciami bez żadnych szerszych konsultacji podstawy programowej, a ostatnio – zapowiedzią wprowadzenia do każdej szkoły „rzeczników praw ucznia”. Co prawda nie wiadomo jak owe prekonsultacje będą prowadzone – wiadomo tylko, że zostanie powołana „Rada ds. monitorowania wdrażania reformy oświaty im. Komisji Edukacji Narodowej”. Gdybym był cynikiem to napisałbym, że taka rada to świetna okazja do obsadzenia kilku (bez wątpienia nieźle opłacanych) stanowisk „krewnymi i znajomymi Króli...

I have a dream

  „Polski rulez” wrzuciła ostatnio dość przygnębiający tekst o zaniku marzeń i motywacji u dużej grupy uczniów. Marazm i brak sensu – oto postawy, które wydają się dominować wśród dzisiejszej młodzieży. Co jest tego przyczyną? Brak marzeń może wynikać z wielu czynników. Bez wątpienia jedną z przyczyn może być łatwość zaspakajania potrzeb. Nasze pokolenie – urodzone i wychowane jeszcze w PRL-u – miało wiele marzeń, których spełnienie wówczas wydawało się niemożliwe. I nie były to jakieś wydumane marzenia: markowe dżinsy – a nie krajowa produkcja, zagraniczny wyjazd – na zachód, nie do Bułgarii czy na Węgry, lot samolotem... Wiele z tych marzeń udało się zrealizować już w dorosłym życiu. Część przenieśliśmy na własne dzieci i w ten sposób udało nam się je spełnić. O czym dzisiaj może marzyć dzieciak, który dostaje wszystko, czego chce? Druga przyczyna braku marzeń, to życie tu i teraz. Plany większości dzieciaków sprowadzają się najwyżej do kilku najbliższych dni – może tygodni. ...

Matematyczna fobia

  Ostatnio „internety” żyją maturą z matematyki, a to za sprawą petycji, którą w mediach społecznościowych opublikowała p. Anna Drożdż – psycholożka i matka tegorocznej maturzystki. Petycja dotyczy rezygnacji z obowiązku zdawania matematyki na maturze. Jednocześnie przytaczane są wyniki badań przeprowadzonych na uczniach polskich szkół, zgodnie z którymi ponad 92% uczniów cierpi na tzw. fobię matematyczną (HMA). Zarówno petycja p. Drożdż, jak i wspomniane i szeroko rozpowszechniane wyniki badań wzbudziły gorącą dyskusję, w której nie brakuje głosów sprzeciwu wobec prób usunięcia Królowej Nauk z obowiązkowej matury. Jako argument podnosi się, że wymagany poziom 30% punktów to nie jest żadna zapora nie do przejścia i spokojnie można ją zdać. Innym argumentem jest to, że matura nie jest wszak obowiązkowa – obecnie można skończyć szkołę średnią bez zdawania egzaminu dojrzałości i pójść do pracy lub uzupełnić kwalifikacje o jakiś konkretny zawód w szkole policealnej. Jednocześnie podn...

Leśniczy

  Jeden ze sztandarowych projektów ministerki edukacji, p. Nowackiej – przedmiot pod nazwą „edukacja zdrowotna” – zdaje się chylić ku upadkowi. Szefowa resortu jak lwica broniła swojego pomysłu, zjadliwie dogryzając oponentom – również na własnym, rządowym podwórku. Swoją drogą to ciekawe, że wśród krytyków edukacji zdrowotnej znalazł się lekarz. A tak na marginesie, to ów lekarz mógłby bardziej dbać o swój resort niż inne i byłoby miło, gdyby zajmował się obroną kraju, a nie tradycyjnych wartości katolickich. Na pewno czulibyśmy się bezpieczniejsi, gdyby ów lekarz – zamiast pilnować nowych przedmiotów szkolnych – bardziej uważnie pilnował uzbrojenia... Tak czy inaczej, pomysł ministerki Nowackiej nie bardzo nadawał się do obrony: treści spisane na kolanie, brak wykwalifikowanej kadry do prowadzenia go, brak podręcznika, brak pomysłu jak upchnąć dodatkową godzinę (jeśli nie więcej) w już i tak przeładowanym arkuszu organizacyjnym. Jak każde dodatkowe obciążenie nie wzbudziłby szc...

Taka mała refleksja

  „Gazeta wyborcza” opublikowała wywiad red. Karoliny Słowik z prof. Małgorzatą Żytko – kierowniczką Zakładu Wczesnej Edukacji i Kształcenia Nauczycieli Wydziału Pedagogicznego UW. Tematem rozmowy było – popularne ostatnio (i nie tylko ostatnio) – ocenianie. Pani profesor zauważa, że ocenianie nie powinno służyć selekcjonowaniu uczniów czy być elementem kary lub nagrody. Tylko czy słusznie? Ocena to wskaźnik, który niezależnie od przyjętej skali powinien być skorelowany z poziomem opanowania określonych umiejętności. Ocena zatem jak najbardziej – nie tylko może – powinna selekcjonować. Dzielić uczniów na tych, którzy już posiedli wymagane na danym etapie kształcenia kompetencje, tych, którzy posiedli je w nieco mniejszym, ale wystarczającym stopniu oraz tych, którzy posiedli je w stopniu niewystarczającym i muszą uzupełnić braki. Jak w sporcie – czasem jeden punkt albo jedna tysięczna sekundy przesądza o tym czy ktoś powalczy o medale, czy też będzie musiał zadowolić się tylko samy...